Sen: Obserwuję ptaki siedzące na drzewie, zastanawiamy się z towarzyszącym mi księdzem, co to za gatunek. Gawrony? Nie, to chyba jastrzębie albo orły, ale chyba u nas nie występują orły.
Kiedy zrywają się do lotu, widać je wyraźniej.
Piękne, majestatyczne, wolne.
Podziwiamy je w locie, przelatują bardzo niedaleko nas, widzę je z odległości kilkunastu metrów. Podziwiam to zjawisko tak bliskiego kontaktu z naturą, z wolnymi nieujarzmionymi istotami. Potężne, mają piękne brązowe ubarwienie, z ich postawy bije siła i mądrość.
Ptaki niespodziewanie lądują na ziemię, kilka metrów ode mnie. Jeden z nich zbliża się wyraźnie w moim kierunku, jest to niesłychane, fenomenalne zjawisko. Jastrząb dziobem dotyka mojej wyciągniętej dłoni, zachowuje się przyjaźnie, ale ja, mimo iż cieszę się jego zaufaniem, jestem jednak trochę nieufna. Przychodzi mi do głowy, że to podstęp, że jastrząb zbliża się do mnie, pod pozorem przyjaznych zamiarów, a tak naprawdę chce mnie zranić. Zakrywam moje oczy jedną dłonią, drugą gładzę delikatnie i z szacunkiem jego piękny łebek.
Podziwiam go, czuję, że dane mi jest przeżywać coś niespotykanego, wyjątkowego.
Czuję się zaszczycona. Moja nieufność znika, odkrywam twarz i obserwujemy się wzajemnie.
Chwila jest pełna spokoju, szacunku, łagodności, jak również pewnego dystansu. To chwila ważna dla obu stron.
Wiem, że jest to chwila; to minie, jastrząb odleci, nie należymy do jednego świata, ale wcale nie jest to powodem do zmartwienia.
Jest to piękne. Nie ma w tym wcale smutku. Jest wolność, jest spokój, jest harmonia.