Ze środowej sesji terapeutycznej (21 luty 2018):
Reakcja na bliskość. Nieufność.
Mówię o moich emocjach doświadczanych podczas wczorajszej sesji, związanych z emocjonalnym zaangażowaniem pani terapeutki.
– (…) Miałam też negatywne odczucia względem pani. Pomyślałam, że skoro jestem dla pani ważna, to może z panią jest coś nie tak albo się pani nabrała.
Trzeba być nienormalnym, żeby uznać, że jestem interesującą wartościową osobą?
Kiedy o tym myślę na spokojnie – nie, nie uważam tak.
Natomiast w konkretnej sytuacji nie-chwilowego zainteresowania, szczególnie żeńskiego coś takiego odzywa się w głowie:
„Oszukałam. Na pewno to wrażenie się zmieni, jest chwilowe”.
„Lubi mnie – głupia?”
Kiedy mówię o wczorajszych emocjach (zapisałam je na kartce, ale nie uznałam potrzeby jej wyjęcia) pamiętam dobrze to, co napisałam i pamiętam, jak emocje te odczuwałam.
Śmieszne, dziwne, nieważne.
Kończę wymieniać emocje, a po jakimś czasie mam przebłysk przypomnienia: jeszcze jednej rzeczy nie powiedziałam.
– A, przypomniałam sobie jeszcze jedno. … Już zapomniałam. Może sobie przypomnę…
Próbuję, ale nie nachodzi. Nic, kompletna pustka, brak punktu zaczepienia. Pani terapeutka mówi już o czymś innym, kiedy…
– Przypomniało mi się! … Znów uciekło. … – Mam! Natychmiast zaczynam mówić, próbuję nie układać, tylko mówić, żeby nie uciekło znowu. – Wczoraj bałam się okazywać radość z kontaktu; nie chciałam napotkać pogardy albo obojętności.
Obawiam się, że moja potrzeba bliskości i uwagi (i radość z nich) uznane zostaną za śmieszne, dziwne albo nieważne.
Przytulenie. A gdzie bliskość?
Mówimy o potrzebie dotyku. W dzieciństwie stale mi go brakowało, chociaż byłam czasami przytulana. Mama mnie przytulała, jednak dla mnie zawsze trwało to za krótko albo czegoś mi brakowało i sama nie wiedziałam, o co mi chodzi i może coś ze mną nie tak?
Pani terapeutka mówi, że kiedy matka ma problemy z wyrażaniem swoich uczuć, z okazywaniem ich w dotyku dziecko wyczuwa, że dotyk nie jest spontaniczny, stąd przytulenie może nie dawać poczucia bliskości.
Przytulam się i czuję żal, płakać mi się chce. Niby jest bliskość, ale ja jej nie czuję. Nie czuję się bezpiecznie i wiem, że przytulenie nie będzie trwało wiecznie, a nawet kiedy trwa nie stanowi azylu. Chcę trwać w przytuleniu, tutaj się schować przed wszystkim, chcę cieszyć się bliskością osoby, którą kocham, chcę czuć, że ona kocha mnie, że jestem najważniejsza i że ochroni mnie przed złem, że jest silna, że mogę być spokojna. To nie jest możliwe.
Moja niezaspokojona potrzeba bliskości w dzieciństwie… Coś pani terapeutka mówi o płaczu, ale nie pamiętam co, chyba że trudno mi opłakać ten brak bliskości.
Przytulenie nie-fizyczne. Bliskość nieznana.
– Ja pani nie mogę przytulić, fizycznie. Ja robię to słowami. Przytulam panią poprzez moje słowa.
Pani terapeutka mnie przytula – jestem zaskoczona takim spojrzeniem i cieszę się.
Ja tak tego nie odczuwam (hm, czasem odczuwam, ale przychodzą wątpliwości, czy dobrze zinterpretowałam, jak to być może?), ale wierzę.
Wierzę, że pani terapeutka, jeżeli mówi, że przytula, znaczy, że przytula.
Przytulenie oznacza bliskość, troskę, oznacza, że jestem ważna i kochana.