Ze środowej sesji terapeutycznej (4 lipiec 2018):
Dochodzę do drzwi gabinetu i słyszę rozmowę. Zdaje się, że dobiega ona z naszego pokoju, ale może to z pokoju obok, bo przecież…
Ejże, z naszego! Zdumiona słyszę głos pani terapeutki. Wesoły, energiczny. Nie podoba mi się to. Rozmowa trwa w najlepsze – takie mam wrażenie. Co się dzieje, dlaczego? Inna pacjentka? Czy pani terapeutka zapomniała, że to moja godzina?!
Pukam do drzwi. Tamta wychodzi. To nie pacjentka, tylko ktoś z kadry. Nie podoba mi się, irytuje mnie jej uśmiech i cała ona.
Siadam, ustawiam fotel. Patrzę na panią terapeutkę, a ona mówi: „Możemy zaczynać” czy też: „Może pani zaczynać”, nie pamiętam. Milczę chwilę, po czym przyznaję, że niczego nie przygotowałam. Milczę bardzo długo i czuję, że jestem zła na panią terapeutkę. Kiedy odrywam wzrok od podłogi napotykam ze zdziwieniem jej zaniepokojony wzrok.
Po jakimś czasie zaczynam mówić, bo przykra jest dla mnie perspektywa „utraty” sesji. Czuję, że będę żałowała, jeżeli całą tak przesiedzę, odizolowana. I chcę być w kontakcie, ale ta mgła obojętności nie daje się usunąć. Właściwie to nie jest obojętność. Jest odsunięcie się. Niecelowe, ale jest. Nie potrafię czuć się w relacji. Czuję się sama. Wiem, że pani terapeutka tu jest, że jestem dla niej ważna… Wiem, ale nie potrafię pozbyć się „obojętności”.
Czym jest ta obojętność? Odczucie, że wszystko jest nieważne. Po co tu jestem? Nie chce mi się rozmawiać ani przytulić, nic. Pani terapeutka jest mi obojętna. Jakby jej tutaj nie było. Jakbym była sama, choć wiem, że jest i czeka.
Wychodzi na to, że jest to zobojętnienie, a nie obojętność.
– Zanim tutaj weszłam usłyszałam, że ktoś już jest w gabinecie i z panią rozmawia. Było to dla mnie nieprzyjemne… Bo ja się spieszę, staram przybyć na czas, a pani nie czeka na mnie, tylko rozmawia z kimś innym. I z takim dużym zaangażowaniem.
Właśnie to zaangażowanie najmocniej mnie złości. Później, w trakcie sesji ktoś się pojawia na chwilę po dokumenty, ale ta sytuacja jest w porządku. Pani terapeutka nie cieszy się z wejścia tej osoby, ma miejsce krótka rzeczowa wymiana. Nie przeszkadza mi to.
Pani terapeutka mówi o chęci posiadania na wyłączność, o wkradaniu się rzeczywistości w mój świat… Słabo pamiętam słowa z tej sesji.
– (…) Rzeczywistość jest natomiast taka, że ja o sesji nie zapomniałam, jestem tutaj, gotowa słuchać tego, o czym chce pani mi powiedzieć. Próbuję dowiedzieć się od pani czegoś, pytam. Ale nie mogę robić nic wbrew pani. Jeżeli chce pani milcząco odbyć tę sesję, to też tak może być. Ale kiedy pani mi tego nie powie, to nie wiem, co się dzieje.
– Nie chce mi się rozmawiać… Przed wejściem, kiedy usłyszałam rozmowę, pojawiła się myśl, że pani zapomniała o tym, że mamy sesję.
– Czy myśli pani, że ta myśl pojawiła się w związku z uczuciami, jakich pani doświadczyła, słysząc, że z kimś rozmawiam?
– Pewnie tak, chociaż kiedy weszłam czułam się pozytywnie, tylko nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć. Nastrój mi się pogorszył, kiedy pani wyraziła oczekiwanie, że będę mówiła. Nie wiedziałam, co mogę powiedzieć.
Czuję się dzisiaj sama. Trochę nieobecna. Nie cieszę się, że tu jestem.
Głównie czuję obojętność, ale gdzieś pod spodem jest płacz.
Płacz ten wydobywa się na powierzchnię od czasu do czasu. Dzisiejsza sesja jest jednak samotnością. Milczę dużo, dużo płaczę i mówię trochę. Czuję obojętność, kiedy milczę. Nie czuję bliskości, kiedy mówię. Kiedy płaczę, czuję żal, brak, samotność.
Czuję emocje, ale nie w pełni. Płaczę dużo, ale jest to płacz w samotności. Czuję się sama i płaczę właśnie z powodu samotności, którą dziś czuję i która nie chce odejść. Nieważne: milczę, mówię czy płaczę – samotność. Płaczę w samotności, nie potrafię jej przebić i z tego powodu jeszcze bardziej się czuję samotna. Dopiero pod koniec sesji czuję się bardziej w kontakcie i cieszy mnie obecność pani terapeutki.
Już mamy kończyć, ale potrzebuję coś jeszcze powiedzieć, żeby czuć, że coś na tej sesji zrobiłam. Nie do końca mam to poukładane, ale czuję, że do czegoś dojdę, że moje myśli idą jakimś tropem… Znajomo. Obojętność. Szkoła. Po szkole płacz rozpaczy. Myślę, zastanawiam się, coś trawię w głowie, w końcu mówię. Mam świadomość, że już kończymy, ale mówię powoli, skupiając się mocno, żeby ta świadomość nie rozproszyła niepozbieranych jeszcze myśli, które chcę pozbierać i wypowiedzieć, właśnie tu i teraz, bo czuję, że tu i teraz może się to udać:
– Kiedy doświadczę rozczarowania albo obaw pojawia się odczucie obojętności. Jestem nie całkiem obecna, obojętna, nie czuję bycia w relacji. Ale czasem pojawia się płacz, bo za relacją tęsknię.
Tak. Czuję, że pozbierałam. Właśnie tu i teraz. Zaczęłam mówić, nie wiedząc do czego dojdę. Mówiłam i myślałam w tym samym momencie, byłam skupiona, udało się!