Z wtorkowej sesji terapeutycznej (8 maj 2018):
Po długiej przerwie.
Siedzimy w milczeniu. Odwracam się, by spojrzeć na zegar. Milczymy tak od 15 minut.
Czy jestem dziś bardziej zestresowana?
Odpowiadam, że nie, nie odczuwałam różnicy pomiędzy tą przerwą a przerwami pięciodniowymi i dalej milczę. W końcu mówię:
– Nie wiem, czy pani pamięta. Mówiłam przed przerwą, że przez prawie dwa tygodnie będę musiała brać połowę mojej dawki leku. Wczoraj byłam u doktor, dostałam receptę i dziś jest pierwszy dzień, kiedy biorę dawkę właściwą. Nie odczuwałam tej zmiany, a obawiałam się trochę, że coś może się dziać, bo to jednak spora nagła zmiana.
Kończę to mówić i znów milknę. Powoli, bardzo powoli nastrajam się do powiedzenia. Krępuję się, aż w końcu:
– Wczoraj moja siostra się zdziwiła… – Znów kilka minut milczenia – Siostra zdziwiła się wczoraj, kiedy powiedziałam… Kiedy wyraziłam radość na dzisiejszą sesję… Tak dosłownie to powiedziałam, że się za panią stęskniłam. Siostra była zdziwiona. Spytałam, co ją dziwi: to, że ja za kimś tęsknię czy że tęsknię za panią? Powiedziała, że… Co ona powiedziała?… A, powiedziała, że to dziwne, że cieszę się, a nie boję na terapię. A ja właśnie się cieszyłam. Bać się zaczęłam dzisiaj.
Im bliżej, tym straszniej.
– Im bliżej kontaktu, tym w pani więcej pojawia się lęku. Teraz, kiedy pani o tym powiedziała, czy poczuła się pani spokojniej?
– Tak. Później przez chwilę chciało mi się płakać.
– A co się takiego pojawiło? Wzruszenie?
– Nie… Ten płacz pojawił się chyba jako wynik napięcia.
– Trudno było pani o tym powiedzieć?
– Tak.
Znowu milczę długo.
– Przychodzi pani, milczy i się stresuje, otwiera się i nagle zatrzaskuje. Jakby to już było dość, jakby trzeba się było natychmiast zatrzymać.
Milczę. Milczę, bo kolejna rzecz, jaką chcę dziś omówić jest bardzo krępująca. Krępująca do opowiedzenia.
– Chcę, żeby pani wiedziała, ale nie chcę o tym mówić.
Milczę.
– Nie ma innego sposobu, żebym się dowiedziała niż ten, że pani mi o tym mówi.
Myślę sobie, że jest. Pisanie. Ale nie przygotowałam na dziś notatki. Więc zaczynam mówić. Rozmawiamy. Bardzo się cieszę z dzisiejszego spotkania. Wychodzę radosna.
Ze środowej sesji terapeutycznej (9 maj 2018):
Trudno mówić.
Nie zaplanowałam na dziś tematów. Na pytanie pani terapeutki, czy jest coś z wczorajszej sesji, do czego chcę wrócić, mówię:
– Wczoraj, kiedy – odnośnie mojej radości na sesję – zapytała mnie pani, czy trudno było mi o tym powiedzieć, odpowiedziałam, że tak. Myślałam, że pyta pani o to, czy było mi trudno powiedzieć o tym siostrze. Później pomyślałam, że raczej pytała pani, czy tutaj trudno mi było powiedzieć. Odpowiedź brzmi tak samo.
Pani terapeutka wspomina, że dużo czasu potrzebowałam, zanim wczoraj powiedziałam o moich pozytywnych uczuciach.
No, tak. Zaczęłam mówić i urwałam w połowie zdania. Milczałam. Później podjęłam mówienie, ale powiedziałam najpierw: „wyraziłam radość na sesję”, zanim (trochę zła) szybko (aby mieć to za sobą) i niby mimochodem (żeby nie brzmiało to bardzo poważnie) wyrzuciłam: „tak dosłownie to powiedziałam, że stęskniłam się za panią”.
Spontaniczność mówienia. Kwestia zaufania.
– Myślałam ostatnio o tym, że takie moje ukrywanie wielu rzeczy, to, że nie mówię tego, co myślę, że często milczę – to jest jakieś… jakaś nieuczciwość i brak zaufania. Względem innych i siebie. Dlatego powiedziałam siostrze o mojej radości. Bo nie miałam chęci o tym mówić.
– A czy czuje pani, że taka szczerość, dzielenie się z siostrą myślami, uczuciami – to pozytywnie wpływa na waszą relację?
– Tak. Ja pamiętam, jak nie rozumiałam siostry, która mówi rzeczy, które przyniosą negatywną reakcję. Nie wiedziałam, czy ona nie przewiduje, że jej słowa spotkają się z dezaprobatą i nieprzyjemną odpowiedzią i że będzie później zdenerwowana? Czy przewiduje i mimo wszystko mówi? Teraz zauważam, że mówienie to szacunek do siebie, do swoich myśli. Ostatnio siostra powiedziała, że nasza ciocia traktuje ją gorzej niż wszystkich. Wczoraj powiedziałam siostrze o tym, co zauważyłam: Po tych jej słowach o nierównym traktowaniu, o traktowaniu jej bez szacunku coś się zmieniło. Ciocia, nie wiem, czy umyślnie czy nie, ale zaczęłam inaczej się odnosić do mnie. Gorzej, bardziej sucho i bezosobowo. Tak jakby nie potrafiła mojej siostry traktować lepiej i dla równowagi musiała mnie traktować gorzej.
– Co to znaczy? Jak panią potraktowała?
– Taka sytuacja. Siedziałyśmy z siostrą przy telewizji i ciocia powiedziała do mnie, żeby iść coś zrobić. To takie „iść”, a nie „idź”, które zawsze bardzo denerwuje moją siostrę. Powiedziałam, że pójdę za 15 minut, bo piłam kawę i chciałam później umyć zęby. Siostra zdziwiła się, że tak odpowiedziałam. Trochę się bałam. Nie wiedziałam, jaka będzie reakcja, bo wcześniej zazwyczaj szłam od razu, nie mówiąc nic albo zgadzając się. Ciocia powiedziała, że jak chcę, ale – widać nieprzyjemnie jej było z moją odpowiedzią, bo dodała – będzie gorzej, bo goręcej na zewnątrz.
– Jak się pani czuła, kiedy ona tak się do pani zwróciła, mówiąc w ten sposób, sucho i używając bezokolicznika?
– Nie wiem, jak ja. Ale jest tak, że ja już przeczuwam, jakie emocje wywoła dane zachowanie w mojej siostrze. Mogę przewidzieć, kiedy się zdenerwuje i było mi z tego powodu nieprzyjemnie.
– A jakie uczucia poczuła pani względem cioci?
– Współczucie. Bo myślę, że ona nie chce, tylko nie potrafi inaczej.
– Dużo jest w pani zrozumienia dla innych. Rozumie pani, skąd się biorą ich zachowania i uczucia. Coś jeszcze pani poczuła, zostawiając uczucia innych?
– … Było mi trochę przykro, że tak do mnie mówi. … I chyba złość.
– Mówi pani tak: współczucie, było mi przykro, chyba złość. „Chyba” to znaczy, że nie jest pani pewna?
Złość schowana.
– Złość to takie uczucie, które… ze względu na mnie i na innych musiałam w sobie hamować. Wyrażanie złości nie przynosiło efektów. Dla mnie zawsze był ważny spokój. Chciałam, żeby nie było nieprzyjemnych rozmów, żeby wszyscy dobrze się czuli.
– A jak się pani czuła, kiedy hamowała swoją złość?
– … Nie wiem. Spróbuję sobie przypomnieć jakąś sytuację, to pewnie będzie łatwiej… To sytuacja z moją ciocią, w czasie studiów. Ciocia spytała, jak mi się podobają przedmioty. Moje „Za ciekawe to one nie są…” zezłościło ją. Byłam wtedy zła i nie okazałam złości. Dlaczego ciocia jest zła, kiedy odpowiadam na pytanie? Moja złość nie była bardzo wyraźna, bo większy był strach, wynikający z: 1.rozmowy, 2.rozmowy z moją ciocią, 3.rozmowy na temat studiów, 4.niezadowolenia cioci. Później już odpowiadałam na takie pytania wymijająco, bo nie lubiłam kłamać, a wiedziałam, że prawdy ona nie chce słuchać. Inna sytuacja. Nie uczestniczyłam w niej bezpośrednio. Siostra mi opowiedziała. Ciocia rozmawiała z moją siostrą telefonicznie i zapytała o mnie: jak tam u mnie w pracy. Usłyszała: Irytująco i nudno. To oczywiście nie była odpowiedź, jakiej oczekiwała. „To ciekawe, co ona chce robić?!”. A ja nie rezygnowałam. Starałam się, jak potrafiłam. Było mi przykro, że tak powiedziała.
– Czy nie jest tak, że to samo dzieje się tutaj? Ukrywa ją pani także przed sobą?
Chyba tak. Myślę. Myślę o tym, że często nie wiem, czy czuję złość. Blokuję ją, bo jest niesprawiedliwa, krzywdząca, męcząca. Ile jeszcze mamy czasu? Odwracam się, by spojrzeć na zegar. Dużo czasu.
– Co się stało, kiedy wypowiedziałam te słowa? Nagle pani stała się bardzo poważna, później pani spojrzała na zegar. Co te słowa wywołały?
– Jakie słowa? Nie pamiętam, o czym pani mówiła.
(…)
– Zauważyłam, że ma pani ciemną bluzkę, ale dzisiaj mi to nie przeszkadzało. Wcześniej było tak, że miałam gorszy nastrój i mniej mówiłam, a dziś było inaczej.
– Może to dlatego, że pewniej się już pani tutaj ze mną czuje? Dlatego takie szczegóły nie mają już znaczenia. Jest pani bardziej zaangażowana w rozmowę.
– A może dlatego, że dużo słońca jest dzisiaj, to całość jest zrównoważona.
(…)