Z poniedziałkowej sesji terapeutycznej (9 grudzień 2019):
Spóźniam się na terapię, bo z wizyty u doktor wychodzę o 10:10, czyli od dzisięciu minut powinnam być na terapii. Jestem taka niepoważna, taka żałosna i wstydzę się za siebie. Zła jestem na doktor, u której miałam wizytę przed sesją. Chcę płakać, naprawdę płakać tak, jak to czuję, ale nie potrafię, nawet gdy zasłonię twarz.
Łzy mam gęste i lepkie. Stoją mi w oczach, na rzęsach, skondensowane. Trudno im zejść z moich oczu, kleją się do ich powierzchni. Kiedy płyną, szczypie mnie od nich twarz. Opowiadam o spotkaniu z doktor.
– Usłyszałam jedno zdanie, które odebrałam jako nieprzyjemne i poczułam, że nie mam ochoty z nią rozmawiać.
Zła jestem na doktor. Zła jestem – chyba profilaktycznie – na panią terapeutkę.
– Ja mogę pani pomagać tylko wtedy, kiedy pani mówi. Jedyne narzędzia, jakie mam to rozmowa. To zabrzmi brutalnie. Jeżeli pani nie będzie ze mną rozmawiała, to ja powiem pani, co się stanie. Ja będę musiała poradzić sobie z tym, że pani nie pomogłam. Będę pomagać komuś innemu. Wielu jest ludzi, którzy potrzebują terapii i którym mogę pomóc, a pani pomóc nie mogę, jeżeli decyduje się pani milczeć.
Nie, to nie brzmi brutalnie. Brzmi prawdą. Z terapii w ostatnich tygodniach niewiele wynoszę. Nie przygotowuję się, a bez przygotowania… długo trwa, zanim zdecyduję się wybrać i podjąć temat. Terapia, sesje stały się iluzją i zajęciem na 10 godzin w tygodniu (z drogą do i z Warszawy). Nawet już mnie nie cieszy obecność pani terapeutki. Czasami pojawia się jeszcze myśl o przytuleniu, ale nie próbuje się już zbliżać.
Kiedy pani terapeutka dziś do mnie mówi, nie wiem, czy chcę na nią patrzeć, czy nie. Kiedy patrzę, nie chcę wyrażać emocji, które mam.
Naiwnych dziecięcych emocji.
Nie chcę, by myślała, że to, co mówi robi na mnie wrażenie. Nie chcę, by myślała, że są dla mnie ważne, ona i doktor. Nie chcę, żeby myślała, że ja chcę być ważna dla nich.
W zasadzie, nie robi to na mnie wrażenia. W zasadzie, pani terapeutka nie jest dla mnie ważna. W zasadzie, jakie to ma znaczenie, czy ja jestem ważna dla niej?
Pani terapeutka jest życzliwa, ale co z tego?
Co z tego, kiedy ja niczego dla siebie nie chcę. Kiedy, konkretnie, chcę dla siebie niczego?
Temat niepoważny, dziecinny.
Figurka z masy solnej. Prezent dla doktor. Dąsy na nieprzyjemny ton.
A jednak, milczenie jest bardziej niepoważne niż przyznanie się do niepoważnych uczuć. Włączają się wspomnienia. Kiedyś mówiłam tu bardzo intymne myśli, bardzo osobiste wspomnienia i emocje, jak również moje głupiutkie niepoważne myśli, które były ważne dla mnie i pani terapeutki.
Były ważne, bo budziły we mnie emocje. Ważne nie musi być poważne; przypominam sobie, że o tym rozmawiałyśmy. Mówiłam, że się wstydzę i mówiłam to, czego się wstydzę. Odpowiadałam na pytania, teraz czasem je zbywam. Wspominam tamte czasy i tęsknię. Nie wiem, jak to zrobić, ale wiem, że mogę, skoro już to robiłam.
Zostaje mi pięć minut. Mobilizacja.
– Jest jedna rzecz, która myślę, że jest dla mnie dość ważna, a nie powiedziałam o niej, bo to niepoważne. Ponieważ z doktor widziałyśmy się teraz ostatni raz przed Świętami, przygotowałam coś dla niej, prezent. I go jej nie dałam. Po tych słowach, które usłyszałam na wstępie i które zabrzmiały nieprzyjemnie, czułam, że nie chcę jej go dać. Zastanawiałam się, co z nim w takim razie zrobię. Nie chcę dać go pani. Nie chcę dać pani prezentu, który miał być dla kogoś innego. Dla pani zrobię coś nowego, na następny tydzień. U doktor nie chciałam pokazywać, co czuję, że jest mi przykro z powodu tego, jak się do mnie zwróciła. Nie płakałam (…)
(…)