Z poniedziałkowej sesji terapeutycznej (11 maj 2020):
… Przypomniało mi się, już po sesji w środę, że było coś z sesji poniedziałkowej, o co chciałam zapytać. W poniedziałek mówiła pani o tym trójkącie… emocji? Myślałam o tym, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć, jak ten trójkąt wygląda.
– Nazywa się to: „trójkąt konfliktu” i jest to jeden z elementów intensywnej psychoterapii dynamicznej (…)
(…)
– Myślę o tym… Ja nie czuję, żeby myśl o samobójstwie wiązała się z negatywnymi emocjami, które kierowałam do siebie. Nie myślałam, że chcę zrobić sobie krzywdę. Samobójstwo widziałam nie jako destrukcję, tylko jako coś dobrego dla mnie, wyjście z sytuacji.
– Rozumiem. Tak się dzieje. Osoba, która znajduje się w bardzo trudnej sytuacji często widzi śmierć, jako jedyne wyjście. Ale to jest najwyższy akt destrukcji. Coś, czego nie da się później odwrócić. W sytuacji, kiedy nie widzi pani innego wyjścia, może się wydawać, że to dobre, ale jest to zniszczenie całego siebie.
– Kiedy jestem cały czas w domu, to nie jest dobrze. Kiedy myślę o tym, by z niego wyjść, spróbować coś na zewnątrz – jest to jeszcze bardziej straszne.
(…)
– Rozdrapywanie strupów też nie jest przeze mnie odbierane, jako robienie sobie krzywdy.
– Ja pamiętam, pani Paulino, jak trudno było pani początkowo o tym mówić. Drapanie jest czymś, czego pani się wstydzi, nie jest to uważane przez panią za coś dobrego. I ta potrzeba ukrywania ranek to też chyba nie jest komfortowe…
– Czasami łatwo mogę dostrzec powiązanie między napięciem psychicznym i drapaniem. Czasami powiązanie to jest oczywiste, ale bardzo często rozdrapuję, kiedy nie zauważam w sobie stresu. Mam wrażenie, że to rodzaj nawyku, czasem z nudy, albo z napięcia, ale takiego małego.
– Bo takie zachowania, kiedy je powtarzamy stają się nawykiem. Stają się mechaniczną odpowiedzią na uczucie dyskomfortu. Chodzi o to, że one dają ulgę chwilowo. Kiedy dyskomfort pojawia się znowu, znowu pojawia się mechaniczna odpowiedź, która daje chwilowo ulgę, ale na dalszą metę niczego nie zmienia. Kiedy będzie pani obserwowała, jak się to dzieje, to może pani próbować eliminować zachowanie destrukcyjne i zastępować je czymś innym, budującym.
– …
– Co się dzieje teraz? Milczy pani.
– … Czuję, że skończyłyśmy ten wątek. Ile mamy czasu?
– Jeszcze dziesięć minut.
– …
– Co teraz się dzieje?
– … Teraz, kiedy milczę, czuję się, jak kiedyś na sesji, podczas której rozmawiałyśmy o moim śnie (gdzie widziałam zniszczone organy wewnętrzne mojego ojca) i kiedy miałam powiedzieć, co względem niego czuję, nie wiedziałam. Czułam to, co czuję teraz. Jakby spokój, dalekość. Trochę zachciało mi się płakać. Później pomyślałam o tym, co pani powiedziała na poprzedniej sesji. Zdziwiło mnie, że powiedziała pani, że jeżeli nie będę żyła, nie będę cierpiała, tylko cierpieć będą inni. Nie wiedziałam, po co pani to mówi. Jakby chciała pani wywołać we mnie poczucie winy, że nie myślę o innych, tylko o sobie. Ale tego nie czułam. Gdybym miała dzieci, czułabym się za nie odpowiedzialna, a tak… Nie widzę zasadności uwzględniania innych osób przy podejmowaniu decyzji, które mnie dotyczą. Powiedziała pani kiedyś, żebym myślała o sobie, nie o innych. Teraz pani mówi, że kiedy umrę, cierpieć będą inni. Jakie ma to znaczenie?
– Widzi pani, zawsze jest to jakieś pośrodku. Między sobą a innymi. Wiem, że jeżeli pani zdecyduje, by to zrobić, to nikt nie jest w stanie pani zatrzymać, i to jest takie bardzo smutne (…) Musimy kończyć na dzisiaj. Będziemy kontynuować temat w środę, jeżeli będzie pani chciała, dobrze?
– … Yhm.
P.S. Rozrysowałam to, o czym dziś mówiłyśmy. Wyszło następująco: